Główna

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Monolog

Ja przepraszam że przeszkodzę
nie zajmę panu czasu zbyt wiele
Pozwoli pan że się przysiądę
także odpocznę na swym ciele


Zastanowiły mnie wszelako
ta gwiazda i krzyż towarzyszące
Kamieniu co pan dźwiga jednako
chyba nie są aż tak dziwiące


Starszawe już pana te cyfry
muzyka niezbyt popularna
Monotonna i przy wtórze cytry
inna wręcz chóralna


Wzruszająca lecz nie już nie płacze
i chyba idzie do nas jakaś dama
Ach nie ale gafa
przecież to już nie do pana


Szczupła ta wasza kobieta
mogła by być bardziej pulchna
Ona taka na szkieleta
taka szczupła


Zostawiam państwa w towarzystwie tej damy
idę lecz niech się pan nie martwi
Odchodzę lecz jeszcze się spotkamy
w końcu wszyscy będziemy kiedyś martwi

Hmmm

Nocą ciemną a ludzką dzikością natury
siedzimy skupieni na płomieniu butelki
wpatrzeni w swe ruchy-jak karykatury
Zniknęły problemy, i rozum wszelki


Raz ktoś wstanie, kroków kilka podąży
wrzaśnie głucho- to przybyły topielce
Dawnej ich miłości uczucie wspak nas krąży
sini spuchnięci trzymający się za ręce


Fizjologiczny problem myśl bezczelnie figiel płata
odejdzie taki chwiejnie drogi ciemnej kawałek
czujemy jak nas dopada jak nas z kośćmi zjada
z racjonalności ciała nie pozostał nawet skrawek


Ktoś gdzieś przejdzie zniknie w mroku
straszymy sami w strachu gdzie tafla jeziora
nie zbliży się lustrem na odległość kroku
czy nas czy ich przejmie większa trwoga


Zajęci dalej butelkami w żarze
straszymy wszystko, tak dla zabawy
duch we mnie śmiać mi się karze
ogień nie przygaśnie - jest zbyt ciekawy


Dalej mimo uśmiechu, każdy się ich boi
śledzimy cienie - wszystko wzrok mami
Ruchami jak zdrętwiali, za nami ktoś stoi
Gdy się okazuję , że to my sami